Bije we mnie warmińskie serce

(Przedruk z "Gościa Niedzielnego" - za zgodą autora) 

Bije we mnie warmińskie serce

GRONITY. "CHWALCIE, ŁĄKI UMAJONE. GÓRY, DOLINY ZIELONE...", ZAŚPIEWALI. ZDAŁO SIĘ, ŻE SŁOWA PŁYNĄ POLNĄ DROGĄ, PRZEZ ŁĄKI, ODBIJAJĄ SIĘ ECHEM OD ŚCIANY ODLEGŁEGO LASU.

Maj - najpiękniejszy miesiąc roku, kiedy przyroda mieni się świeżą zielenią, barwne kwiaty ścielą się na łąkach. a ptaki od rana budzą świat swymi trelami. Oczywiście tego nie widać tak dobrze w mieście. ale na wsi, patrząc na pola, łąki i jasne smugi brzóz odcinających się od ciemnej zieleni świerkówi sosen, człowiek wie. że rodzi sie nowe. Wiedzą to również mieszkancy Gronit, niewielkiej wsi wciśnietej miedzy warminskie pagórki.

WARTO ROBIĆ

Maj jest miesiącem poświęconym Maryi Matce. W kościołach odbywają się nabożeństwa majowe. A tam. gdzie nie ma kościołów, są przydrożne kapliczki i krzyże, wokół których gromadzą się ludzie i z książeczkami w dłoniach śpiewają Litanię Loretańską. Czasem wydaje się, że ta tradycja zanika, ale tylko dlatego, że tak mówią niektórzy, że media chcą już na zawsze pogrzebac obrzędy związane z naszą wiarą. Jednak jeżdżąc po Polsce, można przekonac sie. że ciągle przy krzyżach spotykają sie ci, dla których maj to miesiąc maryjny. - Kiedy wracałam z jakiejś wycieczki czy pielgrzymki, widziałam kobiety przy krzyżu. Stały z książeczkami. Modliły się. Rok temu zadzwoniłam do koleżanki. Odpowiedziała, że wraz z chórem mogą przyjechać do Gronit. aby wspólnie się pomodlić, pośpiewać maryjne pieśni. Rok temu przyjechali pierwszy raz. Zebraliśmy się przy krzyżu. Czy pan wie, co to znaczy dla nas, dla ludzi? Ludzie w mieście nie doceniają pewnych rzeczy. A mieszkańcy wsi doceniają. Warto to dla nich robic - mówi kronikarka Stowarzyszenia "Garian" Małgorzata Zdunek. - Osiedliłam się w tym miejscu trzynaście lat temu. Tu mieszkają wspaniałi ludzie. Wiele dla wsi zrobił były sołtys Józef. My, jako stowarzyszenie, staramy się działać od strony duchowej. Jak tu zamieszkałam, zaczęłam interesować się historią wsi. I chociaz nie jestem rodowitą Warmiaczką, utożsamiam sie z tym miejscem. Bije już we mnie warminskie serce – wyznaje.

PO LATACH

Późnym popołudniem w świetlicy wiejskiej coś zaczyna się dziać. Grupa osób krząta się po izbach. Przestawiają krzesła, pod oknem stawiają stół. Przykrywają go białym obrusem, na podłodze stawiają dzban z kwitnącym bzem - białym i fioletowym. Do drugiej izby znoszą ciasta, owoce i słodycze. Inni stoją przed budynkiem, by przywitać kolejnych gości. - W porównaniu z zeszłym rokiem to spotkanie będzie jeszcze piękniejsze. Przyjadą nasz dawny proboszcz ks. Eugeniusz lzdebski, który przez dwadzieścia jeden lat był proboszczem w Dajtkach, oraz chór z parafii pw. bł. Franciszki Siedliskiej w Olsztynie. W naszej świetlicy wiejskiej, którą mamy od dwóch lat, odbędzie sie Msza św. A tu. pod krzyżem, będzie majowe - mówi Małgorzata, wskazując na wysoki drewniany krzyż.

Księdza lzdebskiego przywiózł Zdzisław Uzarski. Wiele lat temu był ministrantem i posługiwał do Mszy św. Wraz z Józefem Grzeszczukiem, byłym sołtysem, obwieźli księdza po wsi. - Od momentu kiedy odszedł z parafii, żaden ksiądz tu nie zaglądał. A to już wiełe lat. Wtedy Gronity były małe, stara wieś, osady leśne. Dużo się jednak zmieniło. Pokazaliśmy nowe domy, odremontowaną przez nas kapliczkę, zadbany cmentarzyk z czasów II wojny światowej w lesie, nowy plac zabaw. Ksiądz był zaskoczony, że tak się wszystko zmieniło. Pochwalił. że dobrze gospodarowaliśmy, ze wszystko zadbane – mowi Józef.

W NAJWIĘKSZYM POKOJU

Spotkanie modlitewne rozpoczęło się od Mszy w wiejskiej świetlicy. Eucharystię odprawił ks. Eugeniusz Izdebski, który dawniej przez wiele lat służył mieszkańcom tej wioski. - Ksiądz Izdebski odprawiał Msze św. w kaplicy, w budynku, ktorego już nie ma. Starsi ludzie nie musieli iść do Dajtek pieszo. Udogodnienia robił ksiądz dla nas, jakie tylko mogł. Poświęcając swoj czas i zdrowie, bo przeciez przycbodził do nas pieszo. Wszyscy wspominamy go niezwykle ciepło. Ludzki człowiek. Wyjątkowy. Lgnęliśmy do niego. Od jednego dostał. drugiemu dał. Pamiętam pierwszą kolędę, kiedy sprowadziłem się tu z rodziną. Był to 1982 r. Wiadomo, modlitwa. potem koperta. A tutaj ksiądz mówi, że nie chce pieniędzy, że to właściwie on powinien nam kopertę dać. bo jesteśmy na dorobku. Człowiek niespotykany - mowi Józef Grzeszczuk. - Ja się tu wżeniłam. W 1979 r. wyszłam za mąż za Henryka. Moja teściowa właściwie to prowadziła. Największy pokój stał cały czas pusty. W nim ołtarz. Były konfesjonał i ławka do Komunii. W tym pokoju odbywały się też lekcje religii. Ksiądz Izdebski przychodził z reklamówką słodyczy. Dzieci po szkole szybko biegły do niego. Mile to wspominam - podkreśla Elżbieta Schulz.

NAJPIĘKNIEJSZA WIOSKA

Ksiądz Eugeniusz Izdebski przyszedł do Dajtek z parafii św. Jakuba w Olsztynie w 1969 r. - Wówczas w Dajtkach mieszkało 628 osob, do kościoła chodziło 70-80. Była straszna bieda. Jeden pogrzeb na rok. Jeden ślub na rok. Trzy chrzty. Taca bardzo mizerna. Jeździłem wówczas do rodzinnych stron, do pracy fizycznej, żeby trochę dorobić. Wtedy pomyślałem, że trzeba do parafii dołączyć choćby ze dwie wioski. Myślałem o Gronitach i Kudypach. Początkowo biskup nie chciał, ale w końcu się zgodził. Przyjechałem do Gronit, żeby porozmawiać z ludźmi. No, nie bardzo chcieli zmieniać parafie. Zeby ich zjednać. założyłem u państwa Schulzów kaplicę. Piekny duży pokoj. Pani Schulzowa miała przez to sporo kłopotow. Bo nie wolno było. Ale zrobiliśmy to, że niby dla chorych. Potem załatwiłem ołtarz z kościoła garnizonowego, ktory umieściliśmyw pokoju. Nastepnie stacje drogi krzyżowej, konfesionał. I tak się do siebie przywiazaliśmy - wspomina ks. Eugeniusz. Podkreśla, że wiele zawdzięcza mieszkańcom Gronit. - Mam już ponad 50 lat kapłaństwa. I ze wszystkich wiosek, w ktorych pracowałem, to najpiękniejszą wioską są te nasze ukochane Gronity. Zaraz udowodnię, dlaczego. Kiedyś malowaliśmy kościół w Dajtkach. Przyiechało z Elbląga szesnastu robotnikow. A mięso na kartki. Jak ich teraz wykarmić? Wtedy sołtys, pan Józek, przyjechał do mnie. "Myśmy postanowili w Gronitach, ze tucznika dostarczymy", powiedział. Tego się nie spodziewałem. Rozebrali mieso, zrobili wyroby, szynki i kiełbasy. Robotnicy przez miesiąc mieli co jeść. Albo zblizała się kolejna zima. Nie było czym palić. Właśnie z Gronit przywożono mi drewno. Największą pomoc miałem zawsze stamtąd - opowiada ks. Izdebski i podkreśia, że jest niezwykle szczęśliwy iż po 23 latach mógł tu przyjechać, odprawić Mszę św., jeszcze raz podziękować mieszkańcom za dobro, ktorego od nich doświadczył.

JESZCZE MOŻEMY

Po Mszy wszyscy udali sie pod pobliski krzyż, zeby odśpiewać nabożeństwo majowe i maryjne pieśni. Po nabożeństwie odbyło się spotkanie w świetlicy. Były ciasto upieczone przez gronitczanki, kanapki i ziołowa herbata przygotowana przez panią prezes Stowarzyszenia „Garian” Ewę Jaczek-Horabik. Nie zabrakło rozmów i kolejnych wspomnień. Przez otwarte okna do świetlicy dobiegały odgłosy zasypiającej przyrody. - Chcemy zachować to, co jeszcze możemy, żeby ludzie nie byli znikąd. W mieście człowiek jest anonimowy, na wsi nie – mówi pani Małgorzata

autor: Krzysztof Kozłowski